Minęło już parę tygodni od naszej wspólnej kolacji z Edwardem w Port Angeles. Było cudownie! I dowiedziałam się przy okazji wiele ciekawych rzeczy, które mnie dręczyły. Na przykład dowiedziałam się tego, że mój przyjaciel czyta w myślach! I wiem jedno. Edward nie jest człowiekiem, ale jak nie człowiekiem to kim?!
Nie był można uznać tego za randkę... Ale co ja tam wiem?! Nawet nigdy chłopaka nie miałam! I nigdy nie chciałam mieć... do jakiegoś czasu. Odkąd się przeprowadziłam tu do Forks, wszystko się zmieniło. Od pewnego czasu spotykam się z młodym Cullenem. Znaczy "spotykałam"... to nie jest najlepsze określenie tego co się dzieje. Nie chodzimy na randki jak zwyczajna para zakochanych nastolatków. Na przykład ostatnio byliśmy na łące. Na tej "naszej" łące.
Od mojej przygody w Port Angeles, stał się jakiś dziwny. Bardziej opiekuńczy. Ale co ja go obchodziłam?! On, można by go nazwać nawet tym pół-bogiem! A ja ...? Jak ta szara myszka. Czy lew mógł się zakochać w owcy? Biedna, głupia owca...
Jako,że było to dość niedawno temu, pamiętam wszystko dokładnie, każdy mój ruch, każde wypowiedziane słowo, każdą myśl... Pogrążyłam się we wspomnieniach.
Szłam w tedy w poszukiwaniu księgarni. Drogę miałam bardzo dobrze wytłumaczoną przez Jessicę, oczywiście. Ale ja, to ja. Mogły mi nawet narysować mapkę czy co tam jeszcze, ja i tak bym się zgubiła. Cała ja! Więc jak już się ściemniło , postanowiłam wrócić do centrum handlowego. Bo tam czekały na mnie dziewczyny.
Oczywiście z moją orientacją w terenie, zgubiłam się. Znaczy nie wiedziałam o tym. Myślałam, że idę w dobrym kierunku, ale tak na prawdę szłam w zupełnie odwrotną stronę. Głupia ja! Było już całkiem ciemno, a niebo było tak czarne, że jakby nie było latarni to z pewnością zaliczyłabym kilka słupów i upadków po drodze. Było strasznie cicho. W ogóle nie jeździły samochody, a na ulicach... nie było żywego ducha! Ta cisza coraz bardziej mnie drażniła, a ja nie świadoma, że idę w złą stronę, pogrążałam się w mrocznych uliczkach miasta.
Do prawdy, ta cisza mnie przerastała. Jeszcze chwila, a spodziewałam się, że zaraz przeleci mi drogę ów "krzaczek" z westernów, popychany przez wiatr! I nagle moje zdenerwowanie przerwały przeraźliwe dźwięki. Były to śmiechy jakichś czterech facetów. Wzdrygnęłam się. W oddali zobaczyła, że idą w moją stronę. Jeden z nich palił papierosa, reszta paplała coś między sobą.
Ja - coraz bardziej spanikowana chwyciłam torebkę mocniej, tak żeby w razie czego móc się jakoś bronić. Ale ja jestem głupia! Nie miałam najmniejszych szans z czterema dość młodymi mężczyznami! Ja, taka pokraka? Zaśmiałam się z siebie w duchu . Ze swojej głupoty. A oni się coraz bardziej zbliżali. Im byli bliżej tym ciężej mi się oddychało z powodu nerwów.
W końcu znaleźli się zaledwie o kilka kroków ode mnie. Zacisnęłam rękę w pięść by nie zobaczyli jak mi się ona telepie. Zaczęli mnie mijać jeden po drugim. Szli bardzo wolno. Jakby chcieli przedłużyć tą straszną chwilę Wzdrygnęłam się. Nie uszło to ich uwadze. Jeden z nich jak mnie mijał, ten co palił, dmuchną mi dymem prosto w twarz. Nie warzyłam się im stawiać więc tylko odkaszlnęłam i przyśpieszyłam kroku.
**
Po kilku minutach zmusiłam się do odwrócenia głowy. Ku mojemu zdziwieniu szli za mną dwoje z nich. A tamci pozostali zniknęli bez śladu. Domyśliłam się, że skręcili w lewo weszli w uliczkę, która była niedaleko i parę sekund temu ją przeszłam. Przeszły mnie ciarki dlatego, bo wiedziałam o tym, że oni cały czas za mną idą. Najwyraźniej nie uszło to ich uwadze bo parsknęli śmiechem. Przyśpieszyłam nieznacznie kroku.Coraz ciężej mi się oddychało, a serce zdawało się, że zaraz mi wyskoczy z piersi i upadnie na mokrą ulicę. A mokrą dlatego, bo od dłuższego czasu kropi... Po woli zaczynało padać coraz bardziej. Założyłam na głowę kaptur mojej czarnej, skórzanej kurtki. Zrobiło mi się nagle zimno. Okryłam się ramionami, a zimny wiatr rozwiewał mi włosy, które i tak musiałam cały czas poprawiać.
Taki "spacerek" to nie dla mnie - a tym bardziej w taką pogodę. Wydawało się, że będzie tak ciepło więc zarzuciłam na siebie tylko cienką kurtkę. Zacisnęłam prawą dłoń na pasku torebki, którą cały czas trzymałam przy sobie kurczowo. Musiałam wyglądać co najmniej komicznie.
Nagle usłyszałam kroki tuż za mną. Serce jeszcze bardziej mi waliło - jeśli to w ogóle możliwe! Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, aż w końcu poczułam oddech na szyi. Cała się telepałam. Przeszłam pośpiesznie przez pustą jezdnie na drugą stronę. Nie wiele brakowało, a jeszcze bym się wywróciła na chodnik, zaczepiając przypadkowo o krawężnik. Dałam bym im wtedy tylko szansę na złapanie mnie szybciej! Wcześniej oczywiście się łudziłam, że może tylko mi sie zdaje... Że oni wcale mnie nie śledzą. Co ja sobie w ogóle w tedy myślałam?! Że odprowadzali kolegów i "przypadkiem" mnie zaczepiali, a późnej śledzili?! Boże, jaka ja jestem głupia! Dlaczego to zawsze ja muszę się w coś wpakować?! Co ja takiego zrobiłam?!
Nagle gdzieś w oddali usłyszałam szum jadących samochodów. Prawie podskoczyłam z radości, gdy ujrzałam gdzieś przed sobą, w uliczce, kawałek drogi i idących ludzi. Moja radość znikła jak ten "złoty sen" w mroku. Zobaczyłam przed sobą tych dwóch, co przedtem zniknęli. Najwidoczniej przeszli okrężną drogą żeby mnie zajść i od przodu i od tyłu.
Już po chwili cała czwórka okrążyła mnie i nie miała już jak im uciec. No cóż, pomyślałam...może by tu jakoś odciągnąć ich uwagę i brać nogi za pas? Tylko jak?! Już wiem! Zacznę się drzeć w niebo głosy! Ale co mi to da...Nie miała najmniejszych szans z nimi walczyć! Położyli by mnie na ziemię jeszcze za nim bym się zdążyła zamachnąć! Zaśmiała się z siebie histerycznie w duchu. Ja na prawdę przyciągam niebezpieczeństwa jak magnez! Och, Edward miał rację, żebym to z nim udała się tu, a nie z koleżankami... Może wiedział co się stanie? Może się domyślał? A może po prostu nie trudno zgadnąć, że znów się w coś wpakuje! Byłam na skraju wytrzymania nerwowego. Jeszcze trochę takich gadek co to niby na podryw, usłyszałabym od tych typków, a za kilka sekund mieli by tu trupa. Tak, trupa! Czułam się jakbym umierała ze strachu i cała się trzęsłam Nagle jeden objął mnie ramieniem i zaczął paplać coś o drinkach i jakimś barze... nie wiem słuchałam go zbytnio tylko mu się cudem wyszarpałam i zaczęłam krzyczeć żeby mnie nie dotykali. Trwało to jeszcze z kilka sekund, gdy nagle lśniące, dobrze mi znane czarne auto zajechało tu i z piskiem opon zahamowało. Aż podskoczyłam kiedy jego kierowca wysiadł i lodowatym tonem nakazał mi wsiąść do jego volvo. Bez wahania wykonałam pośpieszenie polecenie mojego wybawcy. To był Edward... jak się w tedy cieszyłam na jego widok! I ponoć mnie śledził jak się później sam do tego przyzna...
-Bello? - sprowadził mnie na ziemię głos Charliego -Bello, skarbie...Nic ci nie jest? -potrząsnęła głową jakbym wierzyła, że w ten sposób wyrzucę ze swojej pamięci te zdarzenia. Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie.
-Nie, nic. Tylko się troszkę zamyśliłam. To wszystko. - wykrztusiłam, ale miałam nadzieję, że brzmiało t choć trochę przekonująco.
O, Boże... Biedny Charlie! Musiał na mnie patrzeć przez ten cały czas! Podczas mycia naczyń próbowała z całych sił zapomnieć o mojej pięknej "przygodzie". Jak już się upewniłam ( dwukrotnie ) czy wszystko posprzątałam postanowiła pójść na górę. W połowie drogi zorientowałam się, że Charlie cały czas mi się bacznie przygląda. Wolałam tego nie komentować by nie wzbudzić w nim jeszcze większego lęku i zdziwienia jakie malowało się na jego twarzy...
Wyszłam po schodach i udałam się do pokoju. Gdy weszłam zobaczyłam na niedużym zegarku, który stał na biurko, że jest już dość późno, a ja się spóźnię do szkoły! Pędem wzięłam kurtkę i z torbą zleciałam na dół. Po drodze w biegu pożegnałam się z ojcem i wybiegłam na deszcz. Szybko odpaliłam furgonetkę, ale oczywiście dopiero za trzecią próbą się udało. Byłam tak podenerwowana nawet nie wiem czym, że ręce na kierownicy mi drżały.
Jak dojechałam na parking, okazało się, że zdążyłam bo wiele osób stało jeszcze przy swoich samochodach i gawędziło ze znajomymi. Za nim wyszłam wzięłam kilka głębszych oddechów . Wyszłam i nawet nie musiała długo szukać by zobaczyć, że volvo już stoi kilka metrów dalej, a sam Edward stał i jak mnie ujrzał ruszył w moją stronę. Ruszyliśmy w stronę budynku.
-Wszystko dobrze, Bello? - zapytał widząc mój nie pokój.
Nie odpowiedziałam mu od razu. Wzięłam tylko jeszcze jeden głęboki wdech i powiedziałam :
-Tak, tak. Nie ma się czym martwić. Po prostu się nie wyspałam i tyle.
Nie był co do tego zbytnio przekonany,ale postanowił nie drążyć tego tematu.
**
Ogółem mówiąc : cały dzień przeminął dość spokojnie... siedziałam znów z Edwardem w stołówce i czułam jak zwykle ciekawskie spojrzenia moich znajomych,a zwłaszcza Jessici Stanley... Później jak to zwykle już po ty jak wzięłam długi prysznic by się ogarnąć zastałam Edwrada w moim pokoju. Nie mam nadal zielonego pojęcia czym on właściwie jest, ale trzy rzeczy wiedziałam na pewno. Pierwsza to ta, że Edward umie czytać w myślach każdemu, tylko nie mnie. Druga to to, że nie wiem czy umiała bym się z nim rozstać na dłużej...a trzecia to taka że już jestem co do tego przekonana że go kocham. Ale co on, ten "pół - bóg" mógł we mnie widzieć?! We mnie - w tej niezdarnej, ślamazarnej, zwykłej śmiertelniczki? Którą na dodatek jakby tego było mało, trzeba cały czas ratować! Zaspałam dość szybko w jego ramionach, ale byłam opatulona kołdrą ze wszystkich stron bo jego skóra przyprawiała mnie o dreszcze... jak bym dotykała lodu!
_________________________________________________________________________________
To był pierwszy rozdział, ale nie jest on taki zupełnie jak w książce :D Parę rzeczy oczywiście cały czas będę trochę zmyślać, ale po za tym fabuła jest taka sama jak w oryginale ^^ Myślę, że nie piszę z byt ogólnie... bo jak tak to mnie o tym powiadomcie to będę pisać bardziej szczegółowo XD
To chyba tyle i przepraszam za długą przerwę, ale nie miałam internetu >w< Już będę pisać ^^